Przejdź do treści

El Hierro

Moja bezludna wyspa

Zastanawiasz się, jak to się stało, że wylądowałem na (prawie) bezludnej wyspie? El Hierro liczy zaledwie 6000 mieszkańców, a licząc, że średnia wieku to 68 lat – ta wyspa na pewno jest bezludna! Zapraszam Cię do podróży po tym, jak to wszystko się zaczęło.

Jak to wszystko się zaczęło

Jest 5 lutego 2018 roku, piję sok z granatu w ulubionej knajpce w Katanii, jem ulubione Cannoli i zachwycam się zbalansowanym smakiem kawy i tego cudownego deseru. Mimo iż pierwszy raz próbowałem ich już ponad 10 lat temu, za każdym razem jak tu jestem, zachwycam się na nowo, jak by to było pierwszy raz – naprawdę kocham za to Sycylię.

Ale spokój mojego ducha co kilka sekund przerywany jest tym drażniącym uczuciem strachu i niepewności co dalej. Przed sobą oprócz soku i Cannoli mam też wypowiedzenie umowy o prace, które właśnie zamierzam podpisać i wysłać moim pracodawcom.

Przez 15 lat od czasu wyboru tej ścieżki kariery, chciałem być właśnie w tym punkcie. A jak tam dotarłem, to zaledwie po kilkunastu miesiącach (może 2 latach) stwierdziłem, że – chyba czas zrezygnować. Co z Tobą nie tak, Michał? – ta myśl, te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie już od dawna. Jako dyrektor badawczo rozwojowy jedynej firmy na świecie zajmującej się tym, w czym byłem wyspecjalizowany, zawodowo osiągnąłem Everest. Finansowo już dawno było dobrze, może z małą wzmianką, że nie miałem czasu wydawać pieniędzy, które zarabiałem, bo prawie cały czas pracowałem.

Tego dnia w Katanii oczywiście też byłem służbowo. Jedni powiedzieliby, co za wspaniała praca – tyle podróży służbowych, zobaczyłeś pół świata i to wszystko dzięki pracy jak miałeś. Może, ale uwierzcie mi, to nie jest takie fajne, jak min 150 dni w roku spędzasz w hotelach, na lotniskach i ciągle na walizkach. Fajne jak masz 20 lat, nie za fajne jak masz 35.

Życiowe decyzje

Wtedy w Katanii czułem, że są tylko 2 wyjścia.

Pierwsze: pewnie w ciągu następnych 6 miesięcy, mój organizm zaprotestuje tak na serio (może zawal, może udar, a może wypadek ze skutkiem śmiertelnym w czasie pracy).

Drugie: rezygnacja z pracy i podążenie z głosem serca nie głowy.

Wybrałem to drugie. I nie powiem, przygotowywałem się do tego od miesięcy. Nie finansowo, ale mentalnie. Przygotowywałem się na to, by bez większego problemu podpisać się pod tym zwolnieniem z pracy, przygotowywałem się na to, by nie złamać się pod ofertą superpodwyżki, czy zmiany na lepsze (wtedy już nic nie mogło zmienić mojej decyzji).

Często dostaje pytanie, co było najtrudniejsze. Najtrudniejsze było zaufanie sobie bezgranicznie, zaufanie wszechświatowi – bezgranicznie, zaufanie, że wszystko się ułoży. Oczywiście nie ma zaufania tak całkowitego bez akceptacji potencjalnych zmian. Przygotowałem się mentalnie na wszystko. Na powrót do Polski, na mieszkanie z rodzicami w pokoju, który opuściłem w wieku 14 lat (wyprowadzając się do szkoły z internatem), na to, że będzie ciężko, na to, że już może nigdy nie będę mógł sobie pozwolić na niektóre rzeczy materialne, na to, że nie jest mi tego żal, na to, że będę takim pustelnikiem, na to, że znowu zaczynam wszystko od nowa, już nie pamiętam, który raz. Dzięki temu, że byłem przygotowany na te wszystkie rzeczy, mogłem tu i teraz zaufać sobie i wszechświatowi i cieszyć się tym, co dzisiaj.

Czy było łatwo – pewnie, że nie, codziennie było gorzej i gorzej. Zwątpienie, strach i bicie się w głowę – co ty zrobiłeś! Codziennie zapewniałem siebie, że to był dobry wybór i teraz tylko muszę ufać sobie. To jest bardzo łatwe do powiedzenia, a bardzo trudne do ogarnięcia, dlatego też powstał profil @zaklinacz.traw – by pokazać, że zmiany są możliwe i żebyście zobaczyli, gdzie jestem teraz.

Kontener - mój nowy DOM

Kiedy wróciłem do domu po Katanii, podpisałem dokumenty o rozwiązanie umowy o pracę i złożyłem na ręce przełożonych. Sporo powietrza zeszło ze mnie prawie natychmiastowo.

Następne tygodnie, to proces wycofania się z pełnionych funkcji w firmie, jak również szykowanie się na nowy rozdział, pakowanie walizek i wyprowadzka z domu w Blankney – domu który, był moim zaciszem moją enklawą. Domu, który czasami był tak zimny, że spałem w czapce, kurtce i rękawiczkach, ale to był mój DOM i ja go bardzo lubiłem, zresztą jak całą wioskę.

Podjąłem decyzję, by zakupić kontener morski (ten standardowy 6-metrowy). Pomyślałem, że mam tu trochę rzeczy – nie za dużo – pewnie tak na połowę kontenera. Miałem też rzeczy, które chciałem zabrać ze sobą, do nowego miejsca. Kupiłem więc kontener, w którym teraz mieszkam i umieściłem go na farmie przyjaciela. Dobry miesiąc zajęło mi przewiezienie i spakowanie wszystkiego do niego.

Pod koniec maja, zostałem poproszony przez mojego byłego pracodawcę o ostatnią podróż służbową, długo się wahałem – czy powiedzieć tak, czy nie. Ostatecznie moja osobowość wygrała – to, że nigdy nie zostawiam ludzi w potrzebie.

El Hierro zrobiło na mnie ogromne wrażenie kilka miesięcy wcześniej i chciałem tę wyspę poczuć jeszcze raz, zatopić się w energię wulkanu, w piękno przyrody, i w tym miejscu prosić wszechświat o wskazanie mi drogi. Tak też się stało i na początku czerwca wylądowałem na El Hierro – na krótko, tylko 5 dni, z czego 4 dni miały być bardzo pracowite. To wtedy poznałem Alicję, która pracuje ze mną do dzisiaj – pomagając ogarnąć moje niezliczone przyrodniczo farmerskie pomysły. I to też przy okazji tej wizyty poznałem Jorga – stolarza, z którym zamieniłem może 10 zdań.

Czas na El Hierro płynął niesamowicie szybko, ale i niesamowicie energetycznie. Zatrzymałem się w niewielkiej jaskini przerobionej na malutką sypialnię nad brzegiem oceanu. Pierwsze dwie noce nie mogłem zasnąć, bo wulkaniczna skala, jakby cały czas wydawała odgłosy, jakby do mnie mówiła albo jakby rozmawiała z oceanem, który całymi nocami uderzał falami o skaliste nadbrzeże zaledwie 30 metrów od mojej jaskini.

Dopiero trzeciej nocy nastąpił przełom i zsynchronizowanie się mojej energii z energią miejsca, w którym spałem. Co to była za noc! Pełna snów, symboli i energii. Pamiętam, że wstałem rano tak wyspany, jak chyba nigdy dotąd. Znacie to, czuć się jak młody bóg? Wtedy nagrało to nowego wymiaru – tak się właśnie czułem.

Dni leciały bardzo szybko, pracowicie, ale z pomocą Alicji prawie wszystkie zaplanowane prace skończyliśmy na czas. Po pięciu dniach opuszczałem El Hierro z poczuciem czegoś niedokończonego, takiego niedosytu, już wyczuwalnej tęsknoty za tym miejscem. Jeszcze tego samego dnia, po tym, jak wylądowałem w Leeds, poprosiłem Alicję, bym załatwiła mi e-mail do Jorga (stolarza). Wtedy jeszcze nie wiedziałem dlaczego, ale podświadomość miała już plan.

W czepku urodzony

Pierwszej nocy po wylocie z El Hierro nie mogłem znowu zasnąć, ale wiedziałem, co mam zrobić. Przelałem moje dotychczasowe życie, w jak najbardziej skondensowany e-mail – list do Jorga na El Hierro. Dlaczego on – nie mam pojęcia – po prostu tak czułem. Napisałem mu, kim jestem, co robiłem i co robię teraz, że nie mam planu na przyszłość, ale mam taki na teraz. Napisałem, że bardzo chciałbym się nauczyć stolarstwa i że może chciałbym dokończyć książkę habilitacyjną o trawach. Dodałem, że nie wiem, czy wyląduję w małym domku w Białowieży jak Simona Kossak, czy na barce zacumowanej gdzieś na kanałach Leeds.

E-mail wysłałem następnego dnia po tym, jak Ala załatwiła mi adres. Ale po napisaniu tego listu zasnąłem supergłębokim i spełnionym snem.

Pewnie się domyślacie, że skrzynkę pocztową sprawdzałem co 15 minut. Trochę, jak za czasów pierwszych miłości, kiedy czkasz, aż Twoja wybranka odpisze. Po kilku godzinach otrzymałem odpowiedź.

Drogi Michale,

Nie wiem, jak to wyjaśnić, bo przecież się w ogóle nie znamy, ale tak, mam dla ciebie pewnie to, czego teraz potrzebujesz i szukasz.
Nie mogę zaoferować ci pełnego programu przyuczania do stolarstwa – bo pracuje sam i nie lubię, jak mi się ktoś płacze pod nogami, ale chętnie w miarę możliwości pokaże ci co nieco i chętnie skorzystam z twojej pomocy, kiedy będę jej potrzebował.
Co natomiast mogę ci zaoferować to, pokój do spania, strawę, spokój ducha i miejsce byś napisał swoją książkę. Możesz u mnie zostać, jak długo będziesz tego potrzebował – opłaty są zbyteczne.

Jorg kończy: napisz mi tylko, kiedy przylatujesz, żebym mógł odebrać cię z lotniska. 

Muszę tutaj wspomnieć, e ostatecznie ustaliliśmy opłatę za mój pobyt, bo nie mogłem dopuścić do tego, aby wszystko było za darmo.

Czy człowiek może być w czepku urodzony? Zawsze powtarzam, że jestem, a duże szczęście nie opuszcza mnie na krok od pierwszych dni życia.

W czepku urodzony

11 lipca 2018 roku ląduję na wyspie El Hierro z jedną walizką, uśmiechem na twarzy, wolnością w głowie, jakiej jeszcze nigdy nie zaznałem, totalnie akceptujący wszystko dookoła, będący tu i teraz jak nigdy wcześniej i często nigdy później (bo już odmieniony).

Pamiętam medytacje w pierwszych dniach na El Hierro, to, z jaką łatwością potrafiłem po prostu być, z jaką łatwością potrafiłem siedzieć i nie myśleć o niczym, nie mieć jednej myśli – w mojej głowie to jak nie być Michałem – a jednak wtedy było to możliwe i proste, do tego niesamowite.

Do dzisiaj El Hierro pozwala mi wyłączyć się w każdej sekundzie, kiedy tego potrzebuję. Już nie na tak długo, jak kiedyś, ale zawsze i to jest wspaniale.

Jeśli ktoś che mi życzyć wszystkiego dobrego w dniu urodzin to od 4 lat jest to 11 lipca. To data dla mnie o tyle ważna, że wtedy coś we mnie pękło, coś się otworzyło i te ostatnie lata pracy nad sobą pokazały mi światełko w tunelu. Tyle o nim słyszałem i przeczytałem, ale nie umiałem tego wyczuć. Przekonałem się wreszcie, co to znaczy, po prostu BYĆ. I tak sobie Jestem i dzielę się z wami tymi uczuciami.

Już za niedługo o tym jakie były początki na El Hierro. 

Wykorzystujemy pliki cookies. Szczegóły znajdziesz w polityce prywatności.
Brought to you by Energene Seeds Ltd.
© 2023 Energene Seeds Limited. All Rights Reserved